Komentarze: 1
Taki turysta to lekko nie ma. Mieszka sobie gdzieś w centralnej lub północno – wschodniej części Polski i nagle mu do łba wpadnie pomysł zobaczenia Kłodzka. Zachłyśnie się fotkami Gmerka, oczaruje hasłem Stąd Wszędzie Jest Blisko i już stoi spakowany do drogi. Tylko którą drogę wybrać? Może stąd (z Kłodzka) wszędzie jest blisko. Ale stamtąd do Kłodzka to jest daleko że ho, ho. A tu linie autobusowe polikwidowali. Koleją było ponoć bliżej, ale tylko w reklamie. Nie dość że przesiadki, to stać trzeba w tłoku, a jeszcze perony widma, pociągi nie ogrzewane, opóźnienia i inne horrory. Gdzieś tam kiedyś jeszcze były ponoć szynobusy. Ale z nimi, to jest tak jak z tymi kulkami ołowianymi, co je Polak dostał od diabła, żeby się sztuczek nauczył. Zamknął diabeł rodaka w hermetycznym pokoju, po tygodniu wypuszcza, a ten jedną kulkę zgubił, a drugą zepsuł. Pozostaje samochód. Najwierniejszy przyjaciel człowieka. Tylko, że drogi albo pod śniegiem, albo pod wodą, albo korki, albo płacić trzeba za autostradę, co to jej jeszcze nawet nie wybudowali.
Wreszcie gość jest u nas. W tysiącletnim Kłodzku. To nic, że ciężko zaparkować, to nic, że toalet brak. Nie jest problemem, że życie zamiera o 17-tej w centrum. Że już za bardzo nie ma co zjeść i pamiątek się nigdzie nie kupi. Jesteśmy w stolicy Ziemi Kłodzkiej. Turystycznego Hrabstwa Sudetów. I tylko jakby hoteli brakuje. I noclegów jak na lekarstwo. I nie wszędzie się do hotelu dojedzie, bo ruch zakazany. To wszystko dalej nic. Turysta jest w małej Pradze. Mieście, gdzie każdy mur może inną historie opowiedzieć. A przepraszam to nie mur tak mówi. To supernowoczesne kioski multimedialne. Ładujące dane o Kłodzku prosto do mózgu klienta: “Ta rzeka, co jej tu teraz nie ma, to kanał. Niezły kanał z gondolami, które kiedyś po rzece popłyną w tę i na zad. Wrzuć monetę, wrzuć monetę. A ten smród nad kanałem to historyczny odór. Proszę wdychać głęboko. Kiedyś rzeka płynęła korytem, ale koryto zabrano do szopki, żeby owce miały się gdzie paść. W miejsce żłobu, do którego kiedyś dorwał się ... wrzuć monetę, wrzuć monetę.”
Jak już się posnuje turysta po uliczkach, telebimy poogląda, smogu się nawdycha trza mu na Twierdzę ruszać. Jedzie sobie jak panisko świeżutką asfaltówką, na wygodny parking zajeżdża. A przed nim majestatyczna Twierdza niczym opoka wyrasta i widok zasłania. Turystów pełno, gęby uśmiechnięte, ciepło i jasno. I gość nasz zasuwa Twierdze zwiedzać. Wędruje korytarzami długimi, zdjęcia sobie popstryka, a majestat budowli go zadziwi. A potem już tylko koszyk odstawi, seans w kinie zaliczy, w Mac`Donaldzie bułę chwyci i jest gotów do powrotu. Może kiedyś powróci. W końcu czuł się tutaj jak w domu.
Krzysztof Oktawiec